czwartek, 24 kwietnia 2014

W Cocomo rządzą żądze

Jesienią ub. roku na Starym Rynku zaczepiła mnie sympatyczna dziewczyna z różową parasolką. Poczułem się wyróżniony podwójnie, bo szedłem w grupie innych samców, a dziewczyna zagaiła mnie jeszcze po angielsku.
Moje zsamczenie narastało, gdy wymieniała rozrywki Cocomo. Przyjechała z małej miejscowości z dzieckiem, a praca z parasolką pozwalała jej wynająć mieszkanie. Zdradziła też, że ma prowizję od każdego zwabionego klienta, więc życzyłem jej wielu bogatych, zepsutych do głębi DNA samców.




Klienci przychylili się do życzeń, pobijali rekordy. Rachunki za bajecznie drogie drinki, szampany, połączone z erotycznym tańcem, zaczynały się od kilku tysięcy złotych, by dobić do miliona dzięki gościnnej wizycie dyrektora metalurgicznej spółki.

Od ponad miesiąca opisywaliśmy ich perypetie. Staraliśmy się zrozumieć, dlaczego zostawiają w klubie majątek, płacą za 60 szampanów, których nie są nawet w stanie wypić. Starali się policjanci, główkując, gdzie w tym biznesie tkwi paragraf, za który można zaciągnąć personel klubu do aresztu. Starał się sędzia, któremu policjanci przyprowadzili przed oblicze pięć dziewczyn, by je zamknął za kratami. Odpowiedzi nie znalazł, zatrzymał się na pytaniu: gdzie przestępstwo? Jako że wątpliwości rozstrzyga się na korzyść podejrzanych, dziewczyny wróciły na taneczne rury i do parasolek.

Jeden z byłych pracowników Cocomo wyjawił nam, że klubem rządzą wyrachowani menedżerowie, wpatrzeni w kamery przemysłowe, by wychwycić bogatych klientów i złapać w sieć alkoholu i pięknych kobiet. Ale to znaczy tylko tyle, że mają dobry wzrok. Reszta to namiętności i żądze, którymi Kodeks karny się nie zajmuje. Tak jak nie zajął się szefami banków amerykańskich, którzy doprowadzili świat na krawędź upadku, bo żądza zysku to paliwo kapitalizmu. Samce z Cocomo, nawet jeśli płacili, będąc do cna pijani, zaspokajali żądzę bycia prawdziwym samcem. To również paliwo kapitalizmu, co świetne pokazał Martin Scorsese w "Wilku z Wall Street", którego bogaci bohaterowie chcieli gwałcić nawet stewardesy.

Najbardziej zadowalające dla opinii społecznej, zbulwersowanej bezwzględnością menedżerów Cocomo i rozrzutnością bogatych klientów byłoby chyba zastosowanie tu prawa kanonicznego. Tam precyzyjnie określono karę za żądze, które Kodeks karny pomija. Ale i tu, obawiam się, wygranym byłby właściciel klubów Cocomo. Dziennikarze TVN, prosząc o wywiad, natknęli się na niego w kościele. Powiedział, że boi się tylko Boga.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75968,15826487,W_Cocomo_rzadza_zadze__KOMENTARZ_TYGODNIA_.html?bo=1#ixzz2zhH2rtvz

2 komentarze:

  1. Chętnie bym się wypowiedziała, ale dali mi świstek do podpisania że jak ujawnie komukolwiek cokolwiek (w sumie to tylko tyle że jestem zobowiązana tajemnicą zawodową, ale zabronili nawet znajomym mówić gdzie pracuję sic!) to muszę zapłacić karę 50 000zł. Musiałam podpisać żeby mi zwórcili 2 tygodnie pracy... W każdym razie nikt nie chciał mnie z tej pracy wyrzucić, co najwyżej wlepiać mi kary finansowe, o których nie ma nic w umowie. Chętnie jeszcze bym tę umowę przeczytała ale moje oświadczenie i dzwonienie nic nie dało, mojej kopii mi nie przysłano.

    OdpowiedzUsuń
  2. W każdej firmie za ujawnianie jakichkolwiek informacji jest karane.. A z pracy wyrzucjają jęsli się ktoś nie sprawuje.. JA tam z umową problemu nie mam, nikt nie oszukał mnie.. skoro się tak boisz wypowiadac.. to po co sie wypowiedziałaś.. :)

    OdpowiedzUsuń